Projekty publiczne
|
Czy będą medale na igrzyskach w 2020 roku?
Medale powinny być. Minister Mucha
(już sam nie wiem, czy „ministra” było dowcipem, czy rzeczywiście tak
należy tytułować p. Muchę) zapowiedziała realizację programu, który ma
doprowadzić do zdobycia za osiem (albo za dwanaście) lat liczby medali,
która zbliżyłaby naszą pozycję do pozycji Polski w gospodarce światowej,
czyli około dwudziestego miejsca. W tym roku zajęliśmy trzydzieste.
Minister Mucha zapowiedziała wiele działań: powołanie zespołu, wytypowanie
wiodących dyscyplin sportu, które będą wspierane przez państwo; projektowe podejście
do realizacji zamierzonych prac. Ogólnie kierunek wydaje się dobry, ale
spójrzmy na te propozycje z punktu widzenia zarządzania projektami (oraz
programami – programy są częścią projektowego podejścia do zarządzani).
Z czym się kojarzą wypowiedzi
pani minister specjalistom od zarządzania projektami? Z wieloma rzeczami:
sytuacjami wyjątkowymi, amerykańskim Governance Performace and Result Act (GPRA), z kierowaniem programami, komitetami
sterującymi, wskaźnikami efektywności – i pewnie jeszcze innymi sprawami.
Polski sport znalazł się w
sytuacji wyjątkowej. Realizacja programu rozwoju polskiego sportu nie
spełniła ogólnych oczekiwań. Czyli nastąpiło negatywne odchylenie od planu
(chociaż nie jestem pewien, czy taki plan
rzeczywiście istniał) poza granice tolerancji (społecznej, politycznej). W
języku zarządzania projektami nazywamy to „sytuacją wyjątkową”. Co w takiej
sytuacji powinna zrobić osoba odpowiedzialna za projekt? Opracować „plan
zarządzania wyjątkiem”, który powinien opisywać sposób wyjścia z sytuacji –
tak zaleca jedna z
dwóch najpopularniejszych na świecie metodyk, brytyjska Prince 2®. W
sytuacji, która dotyczy w zasadzie całego społeczeństwa dobrze jest, żeby
diagnozę przedstawili najwybitniejsi krajowi (może można rozważyć także
ludzi z zagranicy?) specjaliści, czyli uczeni zajmujący się daną dziedziną,
ze wsparciem praktyków. Wychodzenie z problemów na
skalę krajową zwykle zaczyna się od takich diagnoz. Na myśl przychodzą od
razu Raport Lathama, będący podstawą do wyjścia z
kryzysu budowlanego, czy Raport Byatta, który
stanowił diagnozę i opisywał możliwe sposoby wyjścia z kryzysu w zakresie
kontraktowania usług publicznych – obydwa raporty dotyczyły Wielkiej
Brytanii. Polski sport potrzebuje
analogicznego raportu.
Kiedy już najwybitniejsze
autorytety wypowiedzą się na temat przyczyn sytuacji i możliwych dróg
wyjścia, należy sporządzić plan realizacji programu ratowania polskiego
sportu. Tu przychodzi na myśli wspomniana amerykańska ustawa GPRA. Zgodnie
z nią każda agenda rządowa wykorzystująca publiczne fundusze musi opracować
dla siebie plan strategiczny, który następnie jest zatwierdzany przez
odpowiednie, wyższe ciało polityczne – np. dla organów centralnych jest to
Kongres USA. Jednym z podstawowych składników jest precyzyjny, mierzalny
opis celów, wyznaczonych do osiągnięcia przez daną agendę, za pomocą tzw. Key Performance Indicators
(KPI). Realizacja strategii jest następnie w sposób obiektywny mierzona za
pomocą przyjętych miar. I wynik określania miar nie zależy to od tego,
która partia jest aktualnie u władzy – miary mają być osiągane i już. W
przypadku polskiego sportu należałoby określić, jakie KPI chcemy osiągnąć w
końcu na igrzyskach 2020 czy 2016 roku. To byłyby główne KPI, ale nie
wystarczy biernie czekać, aż za osiem czy 12 lat stwierdzimy, że zdobyliśmy
(albo nie zdobyliśmy) 25 czy 30 medali, co da nam 15 czy 20 miejsce w
klasyfikacji. Konieczne jest określenie pośrednich KPI, dla każdego
olimpijskiego okresu czteroletniego, a zapewne także celów przeznaczonych
do osiągnięcia w każdym roku. Cele te to nie tylko liczba medali. To na
przykład procent dzieci chodzących na zajęcia z wychowania fizycznego,
liczba członków związków sportowych, liczba boisk i basenów i tak dalej. Każdy z tych celów powinien być
osiągany dzięki realizacji przemyślanych projektów. A całość złożonych
działań powinna być ujęta w zorganizowane ramy – programu rozwoju polskiego sportu. Programem tym powinien
kierować ktoś ze ścisłego kierownictwa Ministerstwa Sportu i Turystyki;
chyba najlepiej byłoby, żeby był to ktoś w randze vice-ministra. Szef(owa)
resortu zwykle ma za dużo innych zająć, żeby móc osobiście odpowiadać za
takie prace.
Przejdźmy na poziom związków
sportowych. Pani minister zapowiedziała projektowe podejście do
usprawniania sytuacji w związkach, które opinia publiczna uważa ogólnie za
niesprawne, źle zorganizowane. Usłyszeliśmy, że pieniądze będą dostawać
tylko te związki, które będą wykonywać określone zadania (projekty?). Ale
to za mało. Po pierwsze: do
realizacji mogą być wybierane wyłącznie te projekty, które służą realizacji
celów określonych w programie. Czyli już w momencie powstawania
pomysłów na projekty powinna być formalnie oceniana ich przydatność dla
programu jako całości. W języku projektowym nazywa się to „zarządzaniem portfelem projektów”.
Nie jest jasne, czy od związków będzie się wymagać opracowania strategii,
która powinna być spójna ze strategią dla całego polskiego sektora sportu –
każdy związek odpowiedzialny za wiodącą dyscyplinę powinien taki plan
opracować.
Żeby projekty były dobrze
kontrolowane, przyjmuje się, że w ich ciałach nadzorczych, nazywanych w
języku projektów „komitetami sterującymi” powinni zawsze znaleźć się
przedstawiciele właścicieli środków; najważniejszą rolę, nazywaną
„sponsorem” ma zawsze przedstawiciel podmiotu, który daje najwięcej
pieniędzy na realizację projektu. Wtedy właściciel środków może na bieżąco
(w skali projektów wieloletnich może to oznaczać okresy miesięczne czy
kwartalne) wpływać na sposób wykorzystania środków. Czyli, jeśli związki sportowe
chcą dostawać środki państwowe, to komitetom sterującym projektów
podnoszących ich sprawność powinien przewodzić przedstawiciel Państwa – w
tym przypadku zapewne pochodzący z Ministerstwa Sportu i Turystyki. Taka
jest twarda zasada uznana na całym świecie: ten, kto daje pieniądze, ma
prawo nadzorować ich wykorzystanie. Istnienie funkcji sponsora oczywiście
nie zastępuje funkcji kierownika projektu. Tę rolę powinna pełnić osoba na
co dzień zajmująca się projektem; w przypadku prac usprawniających sytuacje
w sporcie polskim powinien to być przedstawiciel odpowiedniego związku
sportowego.
Reasumując: naprawianie
polskiego sportu powinno się zacząć od diagnozy wykonanej przez naukowców
ze wsparciem praktyków. Następnie należy opracować plan strategiczny wraz z
miarami kontrolującymi postęp realizacji planu. Związki sportowe powinny
dostawać pieniądze wyłącznie na realizację projektów zgodnych ze strategią.
Komitetom sterującym projektów finansowanych ze środków państwowych powinni
przewodzić sponsorzy wydelegowani przez stronę państwową.
Oczywiście jest to tylko
najbardziej ogólny zarys sposobu postępowania. Szczegóły jego realizacji
muszą być wykute przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. I tu powstaje
pytanie: czy MSiT ma wiedzę nie tylko dotyczącą
przedmiotu działania, czyli sportu, ale i dotyczącą zarządzania projektami?
Bez zastosowania takiej wiedzy ambitne plany minister Muchy będą zagrożone
zasadniczym ryzykiem: niesprawnego zarządzania planem wyjścia z kryzysu
polskiego sportu.
Czytaj
artykuł o programie naprawy sportu (pdf)
|